Podziel się wrażeniami!
[Ponieważ nadal tylko jeden Piotruso bierze udział w dyskusji przy moich wpisach, spełniając wcześniejszą zapowiedź, publikuję kolejny odcinek mojego wspomnienia o Egipcie]
Aleksandria
Według starożytnych historyków, miasto zostało założone w roku 332 p.n.e. przez Aleksandra Wielkiego, ale według ostatnich badań w tym samym miejscu już od roku 2686 p.n.e. istniało miasto o nazwie Rhakotis, uznano zatem, że architekci Aleksandra dokonali jedynie jego rozbudowy i przemianowali na Aleksandreia. Aleksandria była stolicą państwa blisko tysiąc lat, a koniec jej stołeczności położył najazd Arabów w VII wieku n.e.
Dzieje Aleksandrii, w tym jej znaczenie dla kultury śródziemnomorskiej, pociągały mnie do tego stopnia, iż niemożliwym było, abym miał dobrowolnie zaniechać odwiedzenia tego miejsca podczas naszej egipskiej wyprawy. Więc, gdy taka możliwość się pojawiła, skwapliwie skorzystałem z niej, bez względu na to, że za darmo to przecież nie było (jak pamiętam koszt od osoby to ok.70 USD).
Wyruszyliśmy naszą grupą z Kairu mocno przed świtem. Nasz bus mknął z prędkością około 140 km/h, szeroką szosą asfaltową biegnącą przez obszar delty Nilu. Klimat delty nacechowany był tak dużą wilgotnością, że niemal przez całą drogę w ciemnościach towarzyszyła nam mgła tak intensywna i tak rozległa, jakiej nigdy dotąd nie widziałem. Mimo to kierowca nie zwalniał, choć widoczność chwilami mieliśmy nie więcej niż na kilka metrów. Ale o tej porze szosa była prawie zupełnie pusta, więc tylko z rzadka dostrzegaliśmy przez nami tylne światła innego pojazdu. Widać jednak było, że kierowca znał tę drogę bardzo dobrze i wiedział jak dostosować prędkość, abyśmy wczesnym rankiem dobili do celu.
Tym sposobem do przedmieść Aleksandrii dotarliśmy już w świetle dnia, a poniższe zdjęcie wykazuje jeszcze resztki mgły unoszącej się w powietrzu.
W mieście rozjaśniło się już zupełnie, mgła zniknęła, a „młode” słońce nałożyło na krajobraz żółtawą poświatę.
Poranny ruch na ulicach miasta. Taksówki wyglądają jak cytryny rozsypane na drodze.
I oto docieramy do pierwszego punktu programu wycieczki. Przed nami najsłynniejsze stanowisko archeologiczne Aleksandrii: Amfiteatr Rzymski, powstały w IV wieku n.e, jako efekt splatających się kultur Rzymu i Grecji. Zbudowany z białego marmuru, mógł pomieścić ok. 600 osób. Ale jego pierwotnym przeznaczeniem, jak uważają historycy, było centrum spotkań, a miejscem spektakli teatralnych stał się później. Kres jego świetności położyło trzęsienie ziemi, które nawiedziło ten rejon w VI wieku, skutkiem czego kolumny i zadaszenie legły w gruzach. Z czasem gruzy skryły się przed oczami świata. Gdy więc w roku 1960, podczas kopania gruntu pod fundamenty dla przyszłych budynków rządowych, pod warstwą piasku odkryto starożytne ruiny, władze egipskie pod naciskiem kręgów naukowych odstąpiły od budowy, a na miejsce sprowadzono misję archeologiczną Uniwersytetu Warszawskiego, którego archeologowie dokonali odkrycia uznanego (jak czytałem w literaturze) za jedno z największych osiągnięć archeologicznych w Egipcie, drugiej połowy XX wieku.
Przy amfiteatrze zachowały się fragmenty mozaik.
Nasza przewodniczka-pilotka zwróciła naszą uwagę na starożytną ciekawostkę, jaką było to, że starożytni budowniczowie nie lubili wyrzucać pieniędzy w błoto, bo oto znaleziono dowód, że chcąc zapobiec marnotrawstwu powtórnie użyto blok marmurowy, który uprzednio miał już inne przeznaczenie. Na poniższym zdjęciu wyraźnie widać, że już wcześniej ozdobiony obróbką kamieniarską blok, przycięto pod innym kątem, aby pasował do nowego miejsca. Ot, taki antyczny recykling.
Przyjrzyjmy się kunsztowi starożytnych kamieniarzy.
Amfiteatr jest tak piękny, że wart był uwiecznienia z jeszcze innej strony, bo też bardzo malownicza to ruina.
Widoczne obok amfiteatru ruiny, jak ustalono, to pozostałości gimnazjonu, a mury z czerwonej cegły mieściły w starożytności łaźnię.
Obok ruin amfiteatru znajduje się ekspozycja składająca się z artefaktów okresu faraonów.
Przedstawiciele gremiów archeologicznych świata są jednomyślni, że całe centrum dzisiejszej Aleksandrii zbudowano na starożytnych ruinach, które w obecnym stanie zostały całkowicie utracone dla kultury światowej, bo przecież nie jest możliwe wyburzenie centrum kilkumilionowego miasta.
Wyruszamy w dalszą drogę ulicami miasta, które jak widać na kolejnych zdjęciach ogromnie różni się swym charakterem od pozostałych miast Egiptu. Klimat stylu zabudowy nawiązuje tu bardziej do Europy, niż Afryki.
I gdyby nie powszechnie słyszany wokół język arabski, miasto miejscami wyglądałoby całkiem, jak niektóre aglomeracje południa Europy.
Jadąc nadmorską promenadą, wśród dominującej wysokiej zabudowy, widzimy, co jakiś czas, resztki architektury z czasów kolonialnych, która na tle tej współczesnej, zresztą miejscami koszmarnej, jawi się, jako piękne wspomnienie po dziełach dawnych budowniczych. Przed rewolucją Wolnych Oficerów (których przywódcą był Gamal Abdel Naser), która miała miejsce w roku 1952, zabudowa Aleksandrii pełna była takich wspaniałych rezydencji. Jednak po dojściu do władzy Nasera, rząd wrogo nastawiony do spuścizny czasów przedrewolucyjnych, w szale iście rewolucyjnym, nakazał wyburzanie rezydencji pod zabudowę miejską dla ludności. Na szczęście pewna ich liczba ocalała, gdyż następca Nasera, Anwar As-Sadat nie przejawiał już takiej wrogości do architektury okresu przedrewolucyjnego. Współcześnie w Egipcie uznano, że tamto burzenie było błędem, ale zło się już stało. Postanowiono jednak ratować te resztki, które się jeszcze do tego nadawały.
Ale architektura meczetów, które mijamy, jest pełna majestatu i elegancji.
I oto zbliżamy się do drugiego ważnego punktu programu zwiedzania, jakim jest cytadela Qaitbay. Na poniższym zdjęciu widać ją po drugiej stronie zatoki.
Po wyjściu z busa krótki spacer i oto stajemy na wprost głównego budynku Cytadeli.
Tablica na murze upamiętnia rok powstania Cytadeli (882 AH, czyli 1477 AD) oraz imię budowniczego, sułtana Qaitbay’a. Ta pierwsza data odpowiada kalendarzowi muzułmańskiemu, ta druga gregoriańskiemu.
Najpierw obchodzimy boczne dziedzińce, a następnie kierujemy się do głównego budynku.
W sieni głównego wejścia spotykamy kobietę w typowym lokalnym stroju. Czyżby personel muzeum?
Wewnętrzne pomieszczenia są w świetnym stanie i widać, że konserwacja jest wykonywana na bieżąco, bo nigdzie nie dostrzegamy jakichkolwiek śladów ruiny.
Wychodzimy na zewnątrz budynku i wchodzimy na wyższe zewnętrzne tarasy, które w przeszłości pozwalały strażom obserwować okolicę.
Na koniec zwiedzania nasza pilotka prowadzi nas do miejsca, znajdującego się przy zewnętrznym murze budowli, gdzie widać bardzo stare bloki kamienne w przyziemiu, które okazały się być jedyną widoczną pozostałością po starożytnej latarni w Faros. Jak wiadomo, Cytadelę postawiono na resztkach jej fundamentów. Na zdjęciu poniżej, to te szare podniszczone bloki kamienne.
Jedziemy dalej zwiedzać miasto. Droga wiedzie nadmorską arterią. Na moment zatrzymujemy się w pobliżu Nowej Biblioteki Aleksandryjskiej, ale nie wchodzimy do niej. Na zdjęciu poniżej widok wielkiej sztucznej sadzawki ulokowanej przy północnej stronie Biblioteki, a dalej Morze Śródziemne. Warto spojrzeć z bliska na współczesną białą rzeźbę widoczną w lewej części kadru.
Z bliska widać już wyraźnie, że zawiera ona akcenty zmysłowe, co jak na kraj muzułmański jest raczej dość nietypowe. Czyżby Aleksandria nie chciała się całkiem oderwać od swoich greckich korzeni?
Przechodzimy obok budynku Biblioteki, gdzie ustawiono postument upamiętniający Aleksandra Wielkiego. A obok miejscowy folklor. Na zdjęciu poniżej – wzrok obserwatora, jak się wydaje, najbardziej jest przyciągany przez postać tej kobiety o stroju w tonacji niebieskiej. A może i tej ubranej na kanarkowo?
Ruszamy dalej. Nasz bus toczy się piękną leją wysadzaną palmami królewskimi. Przy okazji wart zauważenia jest styl jazdy naszego kierowcy. Ale to jest Egipt.
Jesteśmy u kresu zwiedzania. To rezydencja prezydenta Egiptu w dzielnicy Montaza, od której pałac wziął swoją nazwę, popularną wśród turystów, jako Pałac Montaza. Jego główną budowlę stanowi Pałac Al-Haramlik, wzniesiony na rozkaz króla Sauda I w roku 1932 (naszej ery oczywiście), jako jego letnia rezydencja. Pałac zaprojektowano, jako mieszaninę stylów: osmańskiego i renesansu florenckiego.
Warto zwrócić uwagę na piękno ogrodu przyległego do pałacu oraz parku w jego najbliższej okolicy.
I to już prawie koniec naszej wycieczki. Jeszcze tylko rzut oka na ulicę, którą sunie nasz bus, pełną interesujących elementów małej architektury.
Po obiedzie, który mieliśmy zamówiony w jednej z restauracji, przeciskamy się busem przez mały korek w centrum miasta, dzięki temu pojazd miejscami zatrzymuje się, a my możemy obserwować toczące się obok nas życie. A, że mijaliśmy jedną z miejscowych uczelni wyższych, to mogliśmy spojrzeć na przechodzące grupy studentów. Dziewczyny, jak widać, też tu studiują.
Bez przeszkód dotarliśmy do Kairu, akurat na kolację.
Podsumowując wycieczkę, miałem lekki niedosyt zwiedzania Aleksandrii, wiedząc, jakie skarby architektury antycznej i sakralnej znajdują się w tym mieście. No, ale jeden dzień na Aleksandrię to stanowczo za mało, a na więcej nie było czasu. No i przed wyjazdem do Aleksandrii, który był spełnieniem naszych pragnień dalszego obcowania ze starożytnością, nie mogliśmy się przecież targować o program zwiedzania. Można było jechać, lub zostać i… szwendać się po Kairze. Ale do dziś naszego wyboru nie żałuję. Bo nie zamieniłbym tego, co zobaczyliśmy w Aleksandrii, na widok zardzewiałych czołgów w okolicy Kanału Sueskiego, gdzie ochoczo udała się tego samego dnia przygniatająca większość uczestników naszej egipskiej eskapady.
Następnego dnia żegnaliśmy Kair i udaliśmy się do Hurgady na zasłużony czterodniowy wypoczynek po przebytych „trudach” (każdy do wybranego przez siebie wcześniej hotelu). No, cóż, chętnie bym się kiedyś jeszcze raz tak „potrudził”, no i żeby to było możliwe na własną rękę. Rekonesans już przecież miałem za sobą.
Wchodzi człowiek z rana na forum i o, proszę czego może się nauczy Dzięki za wpis!
Pozdrawiamy,
Zespół Sony
Dziękuję za uwagę. Zapewne wejście w zasoby bibliotek przysporzyłoby każdemu daleko więcej możliwości zdobycia wiedzy, ale w moim przypadku sprawa opiera się na osobistym doświadczeniu. Zobaczyć i dotknąć. I to jest właśnie przedmiotem moich opowiadań.
Moje wpisy są jedynie namiastką poznania. Czyta się je kilka minut. Natomiast doznanie empiryczne i dłużej trwa, i mając być bogatszym, wymaga jednak kilku wcześniejszych wizyt w bibliotekach. Choć, jak się zdaje, w dobie dzisiejszej, Internet pełni wobec nich funkcję zastępczą nawet dość skutecznie.
Pozdrawiam!