Podziel się wrażeniami!
Nabywając sobie niedawno jasny obiektyw (stałka) nie miałem jeszcze świadomości, że po latach używania wszelkich zoomów, z tym nowym będzie niemal tak, jakbym się miał uczyć chodzenia na nowo.
Pierwsza lekcja nauki chodzenia
Pojechałem sobie zatem w Święto Wiosny do Rogowa, gdzie jest tak bardzo pięknie jesienią, z zamiarem dokonania moich pierwszych „polowych” eksperymentów z nowo nabytym SAL35F18.
[ISO100, F = 1.8, t = 1/60sek]
Pogoda miała być dobra, tzn. miało nie padać, a słońce jakoś miało nie wychylać się zza chmur, czyli typ pogody dobry do testowania jasnego obiektywu, tym bardziej w lesie. Ale tak było tylko częściowo, bo nie wziąłem pod uwagę jednej rzeczy. Otóż nie wszystkie drzewa dostały już liście. Miejscami było więc jaśniej, niż się spodziewałem, czyli jasny obiektyw jakby trochę nie miał mocnego uzasadnienia. Ale niech tam… Jednakże prawdziwy problem powstał wtedy, gdy celowałem obiektywem gdzieś przed siebie w las, a faktycznie niekiedy poprzez puste, bezlistne gałęzie i gałązki. No i przy przesłonie 1.8, gdy ten fokus sobie poszybował pomiędzy gałęziami w las, nagle się okazało, że trafił on w cel chyba o dziesiątki metrów dalej niż potrzebowałem. I stało się tak, że kilka gałązek, gdzieś tam, daleko, wyszło nawet, jak na tę odległość, całkiem nieźle, ale większość tego, co pomiędzy nimi, a mną, było całkiem zamazane. Kompletne mydło.
Szybko się połapałem, że stało się tak za sprawą bardzo płytkiej głębi ostrości. Potem w domu przeliczyłem sobie, że przy przesłonie 1.8 głębia ostrości zaczynała się w tamtym przypadku dobre kilkanaście metrów ode mnie. Ale w lesie nie miałem kalkulatora i mogłem eksperymentować jedynie metodą kolejnych prób i poprawiania błędów. Kompozycyjnie zdjęcia tego dnia nie przedstawiały się tak, jak ich jesienne odpowiedniki, ale nie po artystyczne efekty tego dnia przyjechałem, ale aby poćwiczyć z nowym obiektywem, co jak się okazało, łatwe nie było.
W innym przypadku (zdjęcie poniżej), z tego samego powodu fokus znowu powędrował sobie ileś tam metrów dalej niż chciałem i drzewko magnolii (jeszcze bez liści) stojące ode mnie ok 4 metrów było całkiem poza zasięgiem głębi, która zaczynała się jakieś 6-7 metrów ode mnie (na zdjęciu skalowanym do szerokości kolumny trochę tego nie widać). Pomyślałem sobie też, że ustawiony dotychczas w aparacie obszar fokusa, jako punktowy, pośrednio mógł przyczynić się do rozmiarów błędu. Już później, po ustawieniu najpierw na „strefę”, a potem na „szeroki”, sytuacja trochę niby poprawiła się. Ale i tak będę z tym jeszcze eksperymentował.
[ISO100, F = 1.8, t = 1/100sek]
Dotychczas moja praktyka skupiała się na obsłudze zoomów, a przy ich parametrach jasności, głębia ostrości zaczynała się niemal zaraz za aparatem i szła do nieskończoności. Dlatego, jak przypuszczam, zoomy mogą być uznawane za łatwiejsze, niż obiektywy jasne, do fotografowania różnej głębokości planów - mimo że względnie ciemne, a może właśnie i dlatego. Ale czuję, że jedne i drugie będą się u mnie świetnie uzupełniać.
Następne zdjęcie (poniżej) jest przykładem efektu ustawienia punktowego pola autofokusa. Punkt centralny obrazu (gałązki tui), oddalony od aparatu o ok. 15-17 m wygląda przyzwoicie. Ale przy przysłonie 1.8, głębia ostrości zaczyna się dopiero na ok. 10-11 metrze, a jej daleka granica to ok. 26-33 m od aparatu. Elementy bliższe niż 10 metrów są nieostre. Poprawa byłaby zapewne możliwa poprzez stosowne i sensowne podniesienie wartości liczby F, i kontroli czasu migawki. Ale zdjęcia tego miejsca mam zamiar wykonywać nie prędzej niż w październiku, gdy środkowy plan będzie widoczny, jako jednolity łuk, ulistnionych na amarantowo, gałęzi (dobre zaczepienie dla fokusa).
[ISO100, F = 1.8, t = 1/40sek]
Ale zdjęcie krzewu (poniżej), który był już pełen małych listków, przy małej głębi ostrości z paru metrów, wychodziło dość przyzwoicie (widoczne małe rozmycia z przodu i nieco większe z tyłu). To zdjęcie wyszłoby lepiej przy F=2.5 lub 2.8. Ale przy dalszym zmniejszaniu otworu przesłony zaczynałoby się niebezpieczne wydłużanie się czasu migawki. Lekkie podniesienie ISO, niepsujące jakości, dałoby zapewne wynik optymalny. Obiektyw oczywiście, dla dalszego zwiększenia głębi ostrości, pozwala na ustawienie przesłony aż do wartości F=22, ale powstawałoby pytanie, po co w takim razie stosować jasny obiektyw?
[ISO100, F= 2.2, t = 1/80sek]
Podsumowanie pierwszej lekcji
Nawyki z lat, gdy używałem wyłącznie średniociemne zoomy, na nic mi się nie przydały przy jasnej stałce 35mm. Właśnie opracowuję sobie tabelę głębi ostrości dla mojego SAL35F18, tak dla orientacji, aby potem w terenie szybko móc szybko ocenić, gdzie wypadnie pole ostrego widoku. Oczywiście, wg mnie, uczenie się tabel na pamięć nie ma sensu, bo dla wszystkich dostępnych w obiektywie wartości liczby F i hipotetycznych odległości ostrzenia, oznaczałoby to setki wartości liczbowych. Ważniejsze jest zatem wyrobienie sobie o tym, takiego tylko, bardziej ogólnego pojęcia: jak zmienia się „grubość” głębi w zależności od dystansu i wartości przysłony.
Ważną wartością, okazuje się, jest tzw. odległość hiperfokalna, bo przyswojenie sobie tego pojęcia w praktyce „polowej” daje orientację, przy jakich ustawieniach mojego obiektywu (a w grę wchodzi tylko zmiana przysłony) pojawi się głębia ostrości od jakiegoś miejsca do nieskończoności. W muzeach, jak sobie wyobrażam, to się raczej nie przyda, ale w otwartym terenie (np. wieczorne i nocne zdjęcia plenerowe) już tak.
Po pierwszej lekcji w terenie musiałem mocniej zagłębić się w temat od strony teoretycznej. W Internecie jest wiele takich solidnych poradników dla początkujących, i nie wstydzę się powiedzieć, że w tym przypadku sam zaliczam siebie do tej grupy. Wart upowszechnienia jest kalkulator do obliczania głębi ostrości umieszczony na stronie DOFMaster: http://www.dofmaster.com/dofjs.html?format=0.019&focal=35.0&aperture=1.781797&distance=10&units=1.0
Kalkulator jest niezwykle poręczny i dość uniwersalny. Właściciele soniaków także znajdą w nim swoje modele aparatów.
Druga lekcja nauki chodzenia
Następnego dnia pogoda była wspaniała na spacery gdziekolwiek. Świeciło słońce, na niebie płaskie cumulusy pięknej pogody. Ale na plenery, przy takim oświetleniu, nie ma co chodzić z jasnym obiektywem, jeśli ma być przetestowana jego jasność. Wystarczyłby ciemniejszy zoom.
Ja jednak, nauczony czegoś po pierwszej lekcji, postanowiłem poćwiczyć z moim „jaśnie-stałym” w innej scenerii, typowej dla zwiedzania mrocznych wnętrz, których miałem dużo w moich sesjach, a planuję jeszcze więcej. Akurat najprościej było spróbować wewnątrz kościołów. W przeszłości, używając zooma o świetle 3.5/5.6, w różnych kościołach, przy zdjęciach z ręki (ze statywem nie próbowałem) musiałem ustawiać ISO w szerokim zakresie od 2500 do 20000. Wyjątkowo w niektórych, przy bardzo słonecznym dniu i dużych oknach, zaczynało się to od 1600. Z jakością wychodziło zatem różnie, więc niektórych zdjęć powiększać raczej nie należało :smileysad:. Zresztą w muzealnych, pałacowych salach, bywało niewiele lepiej.
W pierwszym z kościołów wykonałem serię zdjęć. Dla prezentacji wybrałem dwa, zawierające to samo ujęcie, różniące się liczbą F oraz czasem migawki. Mam oczywiście świadomość, że w polu widzenia dostępnym w niniejszej prezentacji (fotografie wyskalowane do szerokości kolumny), Czytelnik będzie raczej zmuszony uwierzyć mi na słowo, niż sam zdoła dostrzec niuanse, tym bardziej, że przed załadowaniem tych zdjęć znacznie zmniejszyłem ich rozdzielczość w stosunku do oryginalnej z aparatu, która wynosiła 3264x4912. Dlatego dla celów prezentacji zamieszczam tylko jedno zdjęcie z pełnym kadrem, ale w rozdzielczości 800x1204. Czerwoną ramką zaznaczyłem badane wycinki.
[ISO100, F = 1.8, t = 1/40sek]
Aby dostrzec efekt zmiany liczby F przedstawiam po jednym wycinku z obu tych zdjęć (i są to fragmenty z rozdzielnością oryginalną).
[ISO100, F = 1.8, t = 1/40sek]
[ISO100, F = 2.8, t = 1/15sek]
Praktycznie, oba zdjęcia w widoku niepowiększonym wykazują jednakowy poziom ostrości. Także w powiększonych mocno fragmentach uzyskany został niemal remis, ale ze wskazaniem na to drugie zdjęcie, jako minimalnie lepsze.
W innym z kościołów wykonałem trzy zdjęcia ćwiczebne, ale tu zaprezentuję tylko jedno, z tych samych powodów jak wyżej. Różnią się jedynie parametrami i efektem.
[ISO400, F = 1.8, t = 1/40sek]
Na pierwszy rzut oka wszystkie trzy wydawały mi się jednakowo poprawne. Jednakże przyglądając się w powiększeniu takiemu szczegółowi, jak tabliczka informacyjna na dole przed ołtarzem, widać na kolejnych zdjęciach stopniową poprawę ostrości. Poniżej przedstawiam po jednym takim fragmencie. Jak się też wydaje, wartość ISO400 nie psuje jeszcze jakości obrazu (to algorytm przetwarzania Sony A-37 dla jpg). Czas migawki pierwszego z nich niebezpiecznie długi (zdjęcia z ręki).
[ISO100, F = 1.8, t = 1/10sek]
[ISO400, F = 1.8, t = 1/40sek]
[ISO400, F = 2.8, t = 1/15sek]
Podsumowanie drugiej lekcji
Obiekty w pierwszym i drugim kościele, w centralnym obszarze kadru, są zasadniczo dość „płaskie”. Jedynie w pierwszym dochodzą przy brzegu kadru takie elementy bliskie, jak ławki. Ale to, że widać na nich lekkie rozmycia jakoś nie przeszkadza, bo moim celem był obszar centralny.
Obiekt na zdjęciu, jeśli jest relatywnie płaski, nie wymaga dużej głębi ostrości, która, przy fotografowaniu (dla F = 1.8) z dystansu ok. 15-20 m (pierwszy kościół) posiada grubość odpowiednio 16-35 m, a bliska granica ostrości wynosi od aparatu, odpowiednio ok.10-13 m. Natomiast dla dystansu ok. 5 m (drugi kościół), głębia ma grubość ok. 1,5 m, a bliska granica to 4,4 m. Podobnie bywa w muzeach i pałacach, gdzie malarstwo, rzeźby, meble, wystrój ścian, sufitów - nie są tak przestrzennymi figurami, jak np. las fotografowany od środka.
Zakończenie
I jeszcze chwila retrospekcji. Mój rzeczywisty kontakt z obiektywem stało ogniskowym, i do tego jasnym, miał miejsce dawno, dawno temu, jeszcze w czasach, gdy dumnie nosiłem ze sobą mojego Zenitha TTL z obiektywem F=2.0 Ale cóż, z tamtych czasów, o używaniu „jaśnie-stałych”, nie pozostało mi w głowie nic, a nic. I nie ma co się dziwić. Ja obecnie na moich dwóch lekcjach, w ciągu kilku godzin, wykonałem więcej zdjęć ćwiczebnych (prawie dwie setki), niż wtedy przez cały rok podczas urlopów i wycieczek. O nauce takiej jak dziś (technika cyfrowa + Internet), wtedy nie było nawet, co marzyć.
Jak z powyższego opowiadania wynika, dwie lekcje mam już za sobą. Nauczyłem się chodzić w jasnym świetle i coraz mniej się potykam. Mam nadzieję, że następne lekcje także mi jakoś pójdą.